Tak, tak, to nie chochlik drukarski. Ta wiadomość przemknęła raczej niezauważona w mediach głównego nurty, a sprawa wbrew pozorom jest dość poważna i o dalekosiężnych konsekwencjach.
3 grudnia br. tajwańska firma TSMC, największy na świecie producent mikroprocesorów, podpisała umowę dotycząca stworzenia własnej linii maszyn do produkcji półprzewodników. Oprócz niej podpisy złożyły cztery stowarzyszenia handlowe i 3 organizacje non-profit reprezentujące sobą całą branżę high-tech na Tajwanie.
Oficjalny powód zawiązania tego porozumienia podał Habor Hsu, prezes Taiwan Machine Tool and Accessory Builders Assoctiation
– Jesteśmy zaniepokojeni sytuacją, w której mamy najlepsze na świecie fabryki do produkcji mikroprocesorów, ale 90% zainstalowanego w nich sprzętu musimy importować.
Można zadać pytanie: dlaczego przez ostatnich 20 lat pan Hsu nie odczuwał takiego niepokoju?
Sprawa jest dość prosta – wszystko zmieniło się, gdy Stany Zjednoczone ogłosiły (i później to egzekwowały), że zamierzają blokować sprzedaż mikroprocesorów wybranym firmom chińskim, niezależnie od tego, gdzie na świecie i przez kogo zostały wyprodukowane, jeśli do ich produkcji na dowolnym etapie zostały użyte amerykańskie maszyny lub oprogramowanie, albo tylko pewne opatentowane rozwiązania (własność intelektualna).
Najbardziej znaną ofiarą tych sankcji jest firma Huawei (choć „czarna lista’ chińskich firm objętych takim zakazem jest znacznie dłuższa). Została ona praktycznie odcięta od możliwości korzystania z procesorów wykonywanych w technologii 7nm i poniżej, co poważnie zaszkodziło jej biznesowi w segmencie smartfonów. Huawei musiał sprzedać swoją markę Honor, a na przykład najnowszy model P50 będzie najprawdopodobniej sprzedawany bez opcji pracy w systemie 5G.
Rząd chiński podjął wszelkie możliwe środki by przeciwdziałać tym sankcjom i – jakkolwiek buńczucznie by to nie zabrzmiało – ogłosił, że zamierza wybudować kompletny łańcuch logistyczny i odtworzyć u siebie lub stworzyć alternatywny, komplementarny ekosystem zawierający wszystkie elementy niezbędne do samodzielnej do produkcji mikroprocesorów. Dotyczy to chemikaliów, procesów krystalizacji materiałów, obróbki kryształów, maszyn do litografii, oprogramowania, itd., itp., wszystkich od ok. 200 do ponad 300 etapów procesu prowadzącego do wyprodukowania mikroprocesora. Przy czym każdy z tych etapów wymaga zaplecza naukowego, bazy badawczo-rozwojowej, właściwych technologii, maszyn, urządzeń, kadr, etc. Potrzebne są ogromne środki, czas i determinacja decydentów, którzy będą zapewniać stabilne finansowanie tego ogromnego projektu. To temat na odrębny artykuł, ale w skrócie powiem, że zamysł ten jest realizowany z żelazną konsekwencją i przynosi pierwsze wymierne efekty, choć zdarzają się oczywiście potknięcia i błędy z lubością wyciągane i nagłaśniane w zachodnich mediach. Pomija się zaś sukcesy i stały postęp na tym polu. Dość powiedzieć, że Chiny są już praktycznie niezależne w obszarze mikroprocesorów w technologii 26nm i prawie niezależne w technologii do 14nm. Pojawiają się też pierwsze zapowiedzi, że chińskie fabryki przymierzają się do technologii 7nm, ale tu byłbym ostrożny. Jest to wciąż o dwie generacje poniżej możliwości TSMC, a firma ta posiadła zdolność produkcji mikroprocesorów w technologii 3nm i twierdzi, że prace nad 2nm są bardzo zaawansowane. Jednocześnie pamiętajmy, że mikroprocesory do 14nm to 80% światowego rynku. Tych brakuje na całym świecie. Te „najcieńsze” stosuje się w znacznie bardziej ograniczonym zakresie.
Wróćmy jednak to Tajwanu. Branża wie, że chiński rynek mikroprocesorów jest wart 300 miliardów dolarów rocznie i jest to największy rynek na świecie. Wie też, że zyski generowane przez ich firmy działające w Chinach są wyższe niż te będące wynikiem inwestycji na Tajwanie. W latach 2016 – 2020 zysk lokalny spadł z 44% do 28% podczas gdy zysk z fabryk działających w Chinach wzrósł z 49% do 61%. Sankcje amerykańskie (lista firm na czarnej liście ciągle się wydłuża) mogą temu biznesowi poważnie zaszkodzić. Tajwan słucha też uważnie, co mówią specjaliście w tej branży – jak na przykład Petera Wenninka, prezes firmy ASML (jedynego na świecie producenta zaawansowanych maszyn litograficznych, któremu zresztą USA zabroniły sprzedawać modeli do produkcji poniżej 14nm do Chin). Stwierdził on, że w przeciągu maksimum 15 lat Chiny będą w stanie zastąpić zachodnią technologię i uzyskać całkowitą niezależność w produkcji mikroprocesorów.
Dlatego też Tajwan postanowił stworzyć własne maszyny (i oprogramowanie) i wytrącić Amerykanom broń z ręki i wykorzystać te 15 lat by sprzedać w Chinach tyle komponentów ile się tylko da.
Może Cię zainteresować: Czy Amerykanie mogą rządzić moją firmą..?
Jakie będą skutki decyzji Tajwańczyków? Chiny i tak, wcześniej czy później, dojdą do samodzielności w produkcji mikroprocesorów. W tym czasie będą mogły zlecać produkcję bardziej zaawansowanych modeli fabrykom tajwańskim na wyspie, lub na kontynencie. Chciałbym tu podkreślić słowo produkcję, bowiem Państwo Środka dorobiło się już kilku firm (i ich liczba stale rośnie), które są w stanie projektować mikroprocesory na światowym poziome – w technologii zarówno 5nm jak i 3nm – jak choćby HiSilicon, Alibaba, Xiaomi czy Oppo. Ucierpią na tym amerykańscy producenci maszyn bowiem ich sprzedaż spadnie, a co za tym idzie spadną również nakłady na badania i rozwój. To dodatkowo pogłębi zapaść na tym polu – udział Stanów Zjednoczonych na rynku mikroprocesorów spadł z de facto monopolu w latach 60-tych do 12% obecnie. Co prawda amerykańskie firmy takie jak Intel, IBM, Microsoft i Google lobbują rząd, żeby wspomógł je subsydiami na rozwój w tej branży, ale nawet jeśli proponowany zastrzyk gotówki 52 miliardów na ten cel przejdzie przez senat, to może to niewiele zmienić. Amerykańskie firmy wolą bowiem wydawać takie pieniądze na wykup własnych akcji niż na badania i rozwój.
Przykład?
Proszę bardzo – Intel. W ciągu ostatnich 5 lat wydał na badania i rozwój 53 miliardy dolarów. Jednakże drugie tyle wydał na wykup własnych akcji i dywidendy – odpowiednio 35 i 22 miliardy dolarów.
Może się zatem okazać, że polityka sankcji zainicjowana za czasów administracji Trumpa (i niezmieniona za czasów Bidena – do czarnej listy za jego prezydentury dodano kilkanaście kolejnych firm) trafi rykoszetem w firmy amerykańskie. Przy okazji oberwie się również firmom europejskim, bowiem produkcja maszyn wyłącznie na rynek UE (skoro Azja będzie miała tajwańskie i chińskie, a USA swoje) może okazać się niemożliwa do utrzymania – zbyt mały rynek i zbyt małe nakłady na badania i rozwój generowane ze sprzedaży.
Redakcja: Leszek Ślazyk
e-mail: [email protected]
© 2010 – 2021 www.chiny24.com
Powered by the Echo RSS Plugin by CodeRevolution.